Naruto Club

Przeżyj wielką przygodę w świecie Shinobi! Dołącz do nas już dziś!

Ogłoszenie

1 Zgodnie z ustawą z dnia 04.02.1994 o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.) forum i cała jego zawartość podlega ochronie praw autorskich ˆ
2 Zaszła zmiana odnośnie poziomów chakry. Od teraz są limity, których nie da się przekroczyć bez wspomagaczy (10 000 chakry), a także odpowiednie poziomy chakry niosą za sobą pewne efekty.
3 Miejcie oko na SPRAWY ADMINISTRACYJNE!
4 Od tej pory Akademia Ninja jest zamknięta dla graczy. Zaczynamy grę od Genina. (Akademia działa dla NPC)

#1 05-03-2018 04:16:37

Takeru

https://i.imgur.com/oAqsbnN.jpg

Zarejestrowany: 27-12-2017
Posty: 32
Punktów :   

Misja rangi D - Takeru

[html]<p align="justify">Kolejny dzień, kolejna misja. Miałem nieco odłożonych pieniędzy, które dostałem od Etsuyi, więc wczorajszego dnia zaopatrzyłem się w dwie pary ciężarków treningowych. Dopiero dzisiaj miałem zacząć je założyć, ale samo zaniesienie ich do domu było nie lada wysiłkiem co wskazywało, że może za bardzo się porwałem z tym treningiem. Cóż, nie wiedziałem na co innego mógłbym wydać pieniądze, które zarobię na misjach, więc padło na kilka medykamentów i ciężarki. Jakoś trzeba było się rozwijać, a ciężki, morderczy trening, to najlepszy trening.
I takim to sposobem przemierzałem ulice Konohy bardzo, bardzo powoli. Każdy mój krok wyglądał tak, jakbym wahał się przed postawieniem go, co sprawiało, że siedzący na mym ramieniu Mugen co chwilę chichotał, a ludzie spoglądali na mnie jak na dziwaka. Ciężar był... znaczny. Byle chodzenie okazywało się tak dawać w kość, że normalne funkcjonowanie z tym obciążeniem mogło wydawać się nierealne. Jednak ja myślałem o tym wszystkim nieco inaczej - jeżeli moje ciało przyzwyczai się do ciężarków i te przestaną być wielką przeszkodą, to okaże się, że rozwinąłem się, a o to chodziło. Nie było niczego lepszego, niż progres okupiony katorżniczym wysiłkiem.
- I na co Ci to? Nie lepiej być cichym i zwinnym łowcą? - zapytał retorycznie kot, a ja lekko uśmiechnąłem się. Przez niecałą dobę zdążyłem się przekonać, że Mugen jest naprawdę sprytnym zwierzęciem, chociaż oczywiście posiadającym swe rasowe cechy lenistwa, arogancji i buńczuczności.
- Ciche i zwinne uderzenie jeżeli jest pozbawione siły, to nic nie znaczy. - odparłem pewien siebie i kroczyłem dalej swoim niezdarnym chodem. Byłem niedaleko od mieszkania, a już czułem, że zaczyna zalewać mnie pot. Chociaż miałbym paść z wyczerpania, to przysiągłem sobie, że nie zdejmę tych ciężarków. Musiałem się rozwijać i nie dawałem sobie taryfy ulgowej.
- Ale niewielka siła nie jest przeszkodą, gdy ciche i zwinne uderzenie wykonujesz... nożem. Albo inną ostrą obronią. - cóż, miał rację, ale korzystanie z oręża nie było w moim stylu. Nie podobała mi się walka w ten sposób. Sztuki walki były tym, co mnie naprawdę wciągało.
- Nie używam takich rzeczy. Korzystam ze swego ciała, jak z broni. Jeżeli pozbawisz szermierza jego miecza, to czym zaatakuje? Jeżeli odbierzesz mistrzowi sztuk walki ręce, to zaatakuje nogami. Jeżeli odbierzesz mu w dodatku nogi, to uderzy głową. Tak długo jak żyjesz, tak długo masz broń, gdy umiesz Taijutsu. - wytłumaczyłem kotu swoje spojrzenie na sprawę, a ten ziewnął i przemilczał resztę. Co jakiś czas podawał mi jedynie kierunek, w którym powinienem się udać, aby dotrzeć na pole treningowe, które miałem uprzątnąć przed poprawą. Dotarcie tam było naprawdę wyczerpujące, więc jak tylko znalazłem się na miejscu, to postanowiłem na minutę usiąść pod jednym drzewem, by złapać oddech.
Pole treningowe rzeczywiście wymagało dopracowania tak, jak wspomniano w treści misji. Stare, częściowo połamane manekiny do treningu uderzeń wyglądały na naprawdę zużyte, ale oprócz nich były jeszcze tarcze do ćwiczenia rzutów, które znajdowały się niemalże w rozsypce, a także wkopane pieńki, do ćwiczeń równowagi oraz spore pnie obłożone jakimś miękkim materiałem - do ćwiczenia wszelakich ataków. Spory plac na środku pewnie był polem walk, ale kamienie tworzące krąg rozrzucone były na wszystkie strony. Musiałem to wszystko posprzątać, co nie należało do moich ulubionych rzeczy. Obok placu treningowego stał już wóz na stare akcesoria, więc mogłem zabierać się do roboty. Mimo wszystko zamierzałem skorzystać nieco z tych wysłużonych elementów, zanim je wymontuję.
- Zamierzasz trenować, co? - Mugen nie liczył na odpowiedź, ale pokiwałem mu głową na znak, że ma rację. - Ta, widać to po Tobie. To ja zostanę tutaj w cieniu pod drzewem. Ja nie muszę nic trenować. - dodał po chwili i zeskoczył mi z ramienia, zaś ja powoli się podniosłem.
- Z pewnością? Może poćwicz łapanie myszy, ptaków czy ryb? Nie zawsze będę miał jedzenie przy sobie. - rzuciłem specjalnie, bo wiedziałem, że kocisko wcześniej nie musiało polować, gdyż było zawsze karmione.
- Może innym razem. - mruknął i kilkoma zwinnymi ruchami wspiął się na drzewo, by ułożyć się na jednej z gałęzi. - Nie przeszkadzaj sobie, trenuj. - i zamknął oczy, dając mi znać, że nie jest zainteresowany ćwiczeniami. Ja za to miałem zupełnie inne plany. Podszedłem powoli do jednego z manekinów treningowych i ustawiłem się w pozycji do walki. Spacer przez całą Konohę sprawił, że przynajmniej poruszałem się w miarę normalnie teraz, chociaż oczywiście byłem nadal tak samo obciążony. Zwyczajnie przyzwyczaiłem się do tego ciężaru, chociaż moje ciało radziło sobie z nim równie marnie, co wcześniej. Otwarta dłoń prawej ręki uderzyła w środek kukły do ćwiczeń, a zaraz po tym lewe przedramię uderzyło w belkę po lewej, by szybko zostać opuszczone, korzystając z ciężaru ciężarków, by dodać siły trafieniu z łokcia w belkę niżej. Usłyszałem chrupnięcie, ale nie, nie była to moja kość, a drewno. I tak miało wszystko zostać wymontowane, a stan był fatalny, więc nic sobie nie robiłem ze zniszczeń. Wysokie kopnięcie okazało się naprawdę ciężkim manewrem. Nie dość, że musiałem unieść ciężarek, to jeszcze zachować równowagę i technikę. Niezdarne trafienie nie posiadało praktycznie siły, więc postanowiłem skupić się na tym ruchu nieco bardziej. Odsunąłem się na dobrą odległość i raz za razem kopałem wysoko w bok manekina. Nie uderzałem samą swoją nogą, a ciężarkiem na łydce, więc nie musiałem martwić się o stłuczenia czy nawet złamania. Po dziesięciu takich kopnięciach czułem, że moje nogi są już z waty, więc postanowiłem dać im chwilę odpoczynku, znów wróciłem do uderzeń rękoma. Prawy łokieć w środek, później otwarcie prawej ręki, by przedramię z wystawioną pięścią trafiło w belkę wyżej, a następnie lewy prosty nieco powyżej środka. Wtedy prawa ręka natychmiast się cofnęła do tyłu i przygotowała do prawego prostego, który po trafieniu zmienił się w opadający łokieć w dolną belkę, która strzeliła, pękła i odpadła. Postanowiłem ćwiczyć dalej uderzenia, aż po dłuższej chwili kukła miała wyłamane wszystkie belki i była mocno przekrzywiona do tyłu, a ja wyczerpany. Podszedłem pod drzewo i usiadłem w cieniu. Pot obficie oblewał moje ciało, a Mugen w najlepsze spał. Całe szczęście zaraz obok pola była studzienka, więc nabrałem nieco chłodnej wody i najzwyczajniej w świecie oblałem się nią, by ochłodzić rozgrzane mięśnie. Nabrałem kolejne wiaderko, napiłem się trochę i wróciłem do treningu, ale tym razem na pniu obitym miękkim materiałem. W środku wydawało się, jakby miał jakieś wyścielenie, aby trafienia w drewno nie były tak bolesne. Ustawiłem się w pozycji i wyprowadziłem szybki lewy prosty z wykroku, za którym poszedł natychmiast prawy sierpowy, jako że byłem w bliższym kontakcie, niż do uderzeń, to zaparłem się o pieniek i uderzyłem prawym kolanem w bok, by szybko odepchnąć się i wykorzystać ten impet, by obrócić się na lewej nodze i wykonać opadające kopnięcie prawą piętą w lewy bok pieńka, który został przechylony od siły ciosu w prawo. Po trafieniu moje nogi były rozstawione szerzej, niż powinny, więc obniżoną pozycję postanowiłem wykorzystać, by uderzyć prawym barkiem, od razu chwytając pieniek i uderzając go najszybciej jak potrafiłem i jednocześnie najsilniej raz za razem lewą pięścią w bok po łuku. Krótkie, ale szybkie i silne uderzenia w normalnym przypadku padałyby na wątrobę lub żebra, znacznie osłabiając tors oponenta. Pieniek jednak jedynie przechylał się coraz mocniej i to była jedyna oznaka skuteczności. Puściłem kawałek drzewa i uderzyłem lewą stopą w środek, by wykorzystać ten moment od razu na oddalenie się, gdyż zaraz po tym z szybkiego kroku wykonałem prawy prosty, po którym powędrował lewy podbródkowy. Wolałem robić tą kombinację na odwrót, ale w ten sposób też była skuteczna. Pięść oczywiście nie miała gdzie trafić pieńka, więc poszybowała ku górze, co wykorzystałem, ściągając ciało mięśniami brzucha i ciągnąc łokieć w dół, by trafił od góry - w przypadku człowieka byłoby to uderzenie w czubek głowy. Prawa ręka przygotowała się do podwójnego uderzenia, które też lubiłem - dwa szybkie ciosy. Jeden po ukosie trafiał w lewy bok, by uderzyć centralnie w ostatnie żebro, a drugi już wyżej - celem była twarz, a pięść ciągnęła ze sobą impet całego barku i biodra tym razem, by znokautować oponenta. Ale przeciwnikiem był pieniek, który przechylił się na bok tak mocno, że niemalże został z niej wyrwany. Znów przerwa. Oddychałem ciężko, ale powoli, powolutku czułem, że moje ruchy stają się coraz płynniejsze mimo obciążenia. Ponownie napiłem się zimnej wody i oblałem się nią oraz dałem sobie tym razem z piętnaście minut, aby odpocząć, nim wróciłem do ćwiczeń. Postanowiłem więcej się ruszać, bo prawdziwy problem był z zachowaniem siły w nogach przy ciężarkach. Podszedłem do drugiej kukły treningowej i ustawiłem się w pozycji, lecz tym razem sprężystym krokiem, niczym podskakując okrążałem go cały czas w lewo. Wyprowadzałem pojedyncze uderzenia i kopnięcia, wyobrażałem sobie, że jestem atakowany, robiłem uniki lub przygotowywałem szybko blok, a później zmieniałem kierunek i tak przez niemalże dwadzieścia minut, aż zawiodły mnie nogi. Nagle upadłem i najzwyczajniej w świecie nie miałem w nich siły. Mięśnie były wyczerpane. Położyłem się na trawie i leżałem tak z pół godziny, aż w końcu postanowiłem wziąć się za właściwą część misji. Obok wozu znajdowały się narzędzia - łopata, młot, łańcuchy i wszystko to, co mogłoby mi się przydać. Najpierw pozdejmowałem wszystkie tarcze do rzucania i zaniosłem na wóz, później pozbierałem zniszczone przeze mnie przyrządy, by na koniec wziąć łopatę i powykopywać wszelkie inne elementy, które trzymały się w ziemi. Pozbierałem jeszcze porozrzucane kamienie, wyrównałem dołki i było po robocie. Zajęło mi to znacznie dłużej, niż chciałem, więc powoli słońce zaczynało opadać. Byłem niezmiernie głodny i zmęczony, ale tylko w tym pierwszym uczuciu towarzyszył mi Mugen, który zeskoczył z drzewa, wskoczył mi na ramię i zaczął jęczeć, że coś należy się mu za to czekanie, gdy ja się bawiłem na polu treningowym. Po drodze do mieszkania na stoiskach z jedzeniem kupiliśmy trochę smakołyków i ruszyliśmy do domu. Byłem zbyt wyczerpany, aby iść jeść coś w innym miejscu, a chciałem jak najszybciej zmyć z siebie pot i brud oraz zwyczajnie położyć się. Mięśnie drżały mi z powodu wysiłku, więc należało dać im się zregenerować.</p>[/html]


https://i.imgur.com/p7NtPzy.png

Offline

 
Kunai

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
hotel spa ciechocinek