Naruto Club

Przeżyj wielką przygodę w świecie Shinobi! Dołącz do nas już dziś!

Ogłoszenie

1 Zgodnie z ustawą z dnia 04.02.1994 o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.) forum i cała jego zawartość podlega ochronie praw autorskich ˆ
2 Zaszła zmiana odnośnie poziomów chakry. Od teraz są limity, których nie da się przekroczyć bez wspomagaczy (10 000 chakry), a także odpowiednie poziomy chakry niosą za sobą pewne efekty.
3 Miejcie oko na SPRAWY ADMINISTRACYJNE!
4 Od tej pory Akademia Ninja jest zamknięta dla graczy. Zaczynamy grę od Genina. (Akademia działa dla NPC)

#1 26-10-2015 00:46:38

Mayumi

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 03-07-2012
Posty: 897
Punktów :   

Knajpa "Mglista Przystań"

"Mglista Przystań", to znajdująca się na obrzeżach Kiri-Gakure mało znana knajpa ciesząca się jednak wspaniałą opinią. Miejsce to tworzy dwupiętrowy budynek zbudowany z ciemnych desek o rogach zrobionych z całych bali. Dachówka jest szaro-zielona, chociaż kiedyś pewnie była tylko zielona, lecz deszcze i wilgoć z pewnością zrobiły swoje. Od strony wejścia są jedynie dwa, średniej wielkości okna. Pomiędzy pierwszym, a drugim piętrem, nad drzwiami wisi biały szyld z czarnym napisem "Mglista Przystań". Wewnątrz znajdziemy całkiem sporą salę. Podłoga jest zrobiona z dosyć ciemnych desek, a ściany do połowy obite są właśnie tym samym drewnem. Od połowy ściana jest pomalowana na morski zielonkawo-niebieski kolor, zaś sufit miał barwę jednolicie szarą jak popiół. Z bardzo jasnego drewna zrobiony jest bar, który stoi na środku lewej od wejścia ściany. Po obu stronach są drzwi, pierwsze oznaczone jako "Kuchnia", a dalej jako "Ubikacja". Same meble są również zrobione z jasnego drewna, lecz nieco ciemniejszego niż szynkwas. Przy ścianach stoją kwadratowe, dwuosobowe stoliki, a na środku prostokątne stoły na cztery, a nawet sześć osób, gdyby dostawić krzeseł. Na wszystkich leżą zbladłe od prania podkładki, które niegdyś były pewnie turkusowe. W środku nie jest zbyt jasno, przez okna wpada niewiele światła, gdyż w zamglonej Kiri-Gakure rzadko kiedy i tak było jasno. Większość robiło sztuczne oświetlenie.
Co do personelu, to znajduje się tutaj stale dwie kelnerki, chociaż zatrudnione są trzy. Jedną z nich jest niewysoka, czarnowłosa dziewczyna o jasnej karnacji. Jest ona córką właścicieli knajpy i nazywa się Kotoha. Dwie inne kelnerki, to zwyczajne pracownice. Wysoka blondynka z obfitym biustem i okularami oraz również wysoka, ale już nie tak krągła w odpowiednich miejscach brązowowłosa o zielonych oczach. Pierwsza to Shiyuki, a druga Inabi. Wszystkie starają się być miłe dla klientów. Za szynkwasem stoi postawny, ale dosyć niski mężczyzna o typowej dla Kraju Wody karnacji - delikatnie opalonej, ale zmęczonej trudami życia. Jest to właściciel knajpy, ojciec Kotohy - Himakazu. W kuchni zaś znajduje się jego żona - Tamako, która jest wyśmienitą kucharką, przez niektórych zwaną najlepszą w Kraju Wody. Często pomaga jej córka - Kotoha w gotowaniu.
W samym lokalu jest przyjemna atmosfera. Goście to głównie starzy ninja, rybacy, robotnicy. Mało popularne miejsce wśród osób młodych, ale klasyczne dla weteranów shinobi. Jedzenie jest na najwyższym poziomie, chociaż gotowane w sposób prosty. Jest również dosyć tanie. Trunki alkoholowe są dosyć zwyczajnej jakości, nieco droższe niż można je zdobyć normalnie. Nie dochodzi tutaj do rozrób, a co najwyżej jest gwar spowodowany donośnymi rozprawami mężczyzn na tematy dyskusyjne, gdzie do głosu dochodzą również wypite procenty.


http://i.imgur.com/7jF8LfQ.png

Offline

 

#2 26-10-2015 22:50:03

Mayumi

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 03-07-2012
Posty: 897
Punktów :   

Re: Knajpa "Mglista Przystań"

Ostatnio nie jadłam zbyt dobrze. Cała ta sytuacja związana z walką przeciwko Itachiemu nie wyszła mi na zdrowie. Szczególnie psychiczne, co spowodowało, że nawet ja nie mogłam patrzeć na jedzenie. Zwyczajnie odpychało mnie od niego, taki jadłowstręt. Całe szczęście rozmowa z Jiraiyą mi pomogła i wróciłam do dawnej siebie. Dawnej, żarłocznej Mayumi, której brzuch domagał się zjedzenia czegoś smacznego i najlepiej w ilości "dużo". Nic dziwnego, że natychmiast pomyślałam o knajpie Kotohy. Gotowała świetnie i była moją znajomą, więc przy okazji mogłam ją odwiedzić.
Weszłam do środka, jak zwykle wewnątrz siedzieli weterani shinobi, Ci którzy już byli zbyt starzy na kontynuowanie swojego zawodu. Dostawili ze sobą dwa stoliki i siedzieli przy nich w sześć osób. Nim zdążyłam się lepiej rozglądnąć ktoś do mnie podbiegł i ten ktoś miał znajomy głos.
- Mayumi! Nareszcie wpadłaś! - krzyknęła czarnowłosa dziewczyna, czyli Kotoha. Ubrana była w swój chyba roboczy strój. Czarna sukieneczka kończąca się kawałek nad kolanami z białym fartuszkiem i dużą kokardą z tyłu. No i te czarne buty na wysokim obcasie oraz ciemne rajstopy. Włosy podobnie jak wtedy upięte były, aby nie opadały nigdzie i odsłaniały kark. W ręku trzymała drewnianą, okrągłą tackę, którą wcisnęła pod biust trzymając oburącz.
- No cześć, Kotoha. Tęskniłaś? - zażartowałam, a ta energicznie pokiwała głową potwierdzając. Widocznie lubiła mnie bardziej niż myślałam.
- Bardzo! Chodź, siadaj. - powiedziała i puściła jedną dłonią tacę, by chwycić mnie za rękę i zaprowadzić do stolika, przy którym siedziałam ostatnim razem. Zdjęłam Hiramekarei z pleców i oparłam go obok siebie, by po chwili usiąść, dziewczyna również spoczęła naprzeciwko mnie.
- Dlaczego wcześniej nie wpadłaś? - zapytała podsuwając mi menu z potrawami do wyboru. Speszona podrapałam się lekko po głowie i uśmiechnęłam głupkowato.
- Wiesz, sporo się działo. Trenowałam, walczyłam z Itachim, miałam doła. Ale już wszystko jest dobrze, więc nie ma co się przejmować. - odpowiedziałam biorąc w dłoń kartę, by móc ją przeglądać.
- Z Itachim Uchihą? - zapytała widocznie zdziwiona. Ja również byłam zaskoczona, że zwyczajna dziewczyna, kucharka i kelnerka kojarzy kogoś takiego. Wiadomo, był znany na cały świat poprzez zarządzanie Akatsuki i przez wybicie swojego klanu, ale kto by pomyślał, że i tutaj go kojarzą zwyczajni ludzie.
- Tak, słyszałaś o nim? - zapytałam nie odrywając wzroku od listy dań.
- Weterani o nim opowiadali kilka razy. Podobno jest wystarczająco silny, by pokonać ogoniastą bestię w pojedynkę. - na to słowo podniosłam wzrok uśmiechając się szeroko, by obnażyć swoje rekinie ząbki.
- Dokładnie, walczyłam z nim i zmusiłam go do wykorzystania ostatecznej techniki. Czy to czyni mnie silniejszą od ogoniastych bestii? - zapytałam retorycznie, skąd Kotoha miała wiedzieć. Sama wiedziałam, że to niemożliwe. Może i zdołałby pokonać jakiegoś Bijuu samotnie, ale walka z człowiekiem to coś innego.
- Nie wyglądasz na ranną. Jesteś niesamowita. - powiedziała z uśmiechem, a ja zaśmiałam się lekko. Wskazałam na swoją głowę z boku czaszki i puknęłam w nią kilka razy.
- Tutaj mnie zranił najmocniej, ale powoli rany się goją. - odparłam i odwróciłam menu w stronę Kotohy wskazując jej potrawy palcem. - To, to, to i zupę miso, i dzbanek wody. - mówiłam wskazując, a ona kiwała głową, że rozumie, po czym podniosła się.
- Już się za to zabieram. Przygotuję wszystko własnoręcznie, więc bądź cierpliwa. - powiedziała zabierając kartę.
- Tylko od Ciebie mi tak smakuje. - rzuciłam jej na odchodne i rozsiadłam się wygodnie na krześle pochylając do tyłu i zauważając, że czarnowłosa zarumieniła się. Obserwowałam chwilę jak zgrabnie porusza się w tych diabelnie zdradzieckich butach, aż znikła za drzwiami. Nie było mi dane długo siedzieć w ciszy, bo zaraz do mego ucha dotarły głosy siedzącej obok szóstki weteranów. Spoglądali na mnie i żywo dyskutowali zapewne twierdząc, że ich nie słyszę. Pytali siebie nawzajem czy jestem Mayumi i kłócili się co do słuszności tego osądu. Co chwile dało się usłyszeć "Naprawdę to ona?" albo "Nie wierzę, to nie ona" i tak dalej. W końcu jeden z nich wstał. Postawny, starszy mężczyzna wyższy ode mnie o jakieś siedem centymetrów. Mimo wieku widać było, że siły wciąż mu nie brakuje. Miał chłodne, srebrno-błękitne oczy tak jak niejeden rodowity mieszkaniec Kraju Wody.
- Przepraszam panienkę, ale czy nazywasz się Mayumi? - zapytał, a ja spoglądnęłam na niego lekko zdziwiona. Skąd kojarzyli mnie weterani? Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Tak, Mayumi we własnej, pięknej osobie. - odparłam dosyć radośnie, a on odwrócił się do swoich kolegów na chwilkę.
- To ona! Mówiłem chłopaki! Stawiacie mi wszyscy piwo. - nagle przy tamtym stoliku wybuchła wrzawa przecinana przekleństwami w stronę zapewne mężczyzny stojącego obok blondyny. - Może dosiądziesz się do nas i porozmawiamy trochę? - zapytał, a ja spojrzałam w stronę kuchni. W sumie czekałam na jedzenie, więc mogłam spokojnie z nimi pogawędzić.
- Pewnie, czemu nie. - powiedziałam i wzięłam Hiremakarei, który postawiłam za swoim miejscem, w którym usiadłam. Siadłam między tym, który podszedł do mnie i mężczyzną z krzaczastym wąsem. Naprzeciwko siedziała trójka mężczyzn, a z boku jeszcze jeden.
- Witam panów, jestem Mayumi jak już wiecie. - rzuciłam przyjaźnie i uśmiechnęłam się. Ci zaczęli się kłaniać i coś chrząkać, aż siedzący obok mnie facet z wąsem uciszył ich. Wskazał dłonią na tego z srebrno-błękitnymi oczami.
- To jest Hitsu. - przeniósł rękę na siedzącego z boku mężczyznę, o jego krzesło oparte były kule do chodzenia. Miał brązowe włosy i tej samej barwy włosy. Uśmiechnął się szeroko, gdy na niego spojrzałam. - A to Yukitsu. - przedstawił go, ręka ruszyła dalej. Tym razem był to łysy mężczyzna z blizną na lewym policzku. Wysoki i potężnie zbudowany. - On to Torashiro. - dalej wskazał na umięśnionego faceta z czarno-siwymi włosami związanymi w kitkę. - To znów jest Futsui - tym razem wskazał na niskiego mężczyznę o czarnych włosach, lecz z łysiną, który akurat zakaszlał. - On się nazywa Genui, a ja jestem Senchi. - skończył i ukłoniłam im się.
- Miło mi was poznać. Wyglądacie mi na shinobich, a przynajmniej niektórzy z was. - powiedziałam, a Yukitsu roześmiał się.
- To nie więcej co banda błaznów. Jak jeden by ich byle Kotoha powaliła. - odparł ze śmiechem, a reszta oburzyła się na niego. Ten nie przestając się śmiać zaczął krzyczeć. - Kalekę obrazisz? - a wtedy uciszyła się reszta przeklinając go. - Tak, wszyscy oprócz Torashiro to byli ninja, jedynie Futsui jest jeszcze aktywny. - dodał po chwili.
- Mayumi, byłaś na wojnie, gadaj jak było. - rzucił w końcu Senchi siedzący obok mnie. Podrapałam się po głowie. Widać było, że towarzystwo potrzebowało jakiegoś młodego ninja, co by im poopowiadał jak to teraz świat shinobich wygląda, który kiedyś był wszystkim co mieli. Nie przeszkadzało mi pogadać trochę.
- Ja jedynie uczestniczyłam w ostatniej walce z Ise i to przypadkiem. Wróciłam z treningu do Konohy, bo byłam wtedy na wymianie Ninja. Długo nie odpoczęłam, bo nagle zaczął się atak. Przydupas Ise użył techniki teleportacji i chcieli szybko zniszczyć Konohę kiedy cała siła Sojuszu była na froncie właściwym. No, ruszyłam zobaczyć co się dzieje i znalazłam właśnie wojska Ise, które mordowały niewinnych ludzi. Co ciekawe, spotkałam także Itachiego, Foxa i Rippera, którzy zaczęli walczyć z resztą. Niezadowolona dołączyłam do ataku, a wtedy nagle pojawił się Jiraiya - mój przyjaciel i Hokage. Okazało się, że tamten przydupas Ise postanowił go zdradzić. Z pomocą techniki teleportacyjnej w dogodnym momencie wyniósł go daleko poza Konohę, a później wrócił po nas wszystkich. Sprzymierzyliśmy siły nawet z Akatsuki i wszyscy oprócz Rippera ruszyli do walki z Ise. Ten pieprzony cwaniak miał Sharingana brata Itachiego i dodatkowo Nibiego w sobie zapieczętowanego. Walczyliśmy z nim, ale było ciężko. Nie ograniczała go Chakra i mógł wciąż korzystać z legendarnej techniki Susanoo. W sumie to wszystkim nam szło równie dobrze, ale najważniejszą rolę odegrał sam Hokage, bo to on wykończył Ise. Ten jednak wcześniej podpalił go czarnym płomieniem Amaterasu, którego nie da się ugasić. On sam gaśnie, gdy spali swój cel. Itachi wtedy użył swojego Susanoo. Ogromna, potężna technika, która jednym ruchem może płatać góry. Bez problemu zapieczętował tamte płomienie i walka w sumie zakończyła się. Fox zemdlał, Itachi go zabrał uciekając, bo wcześniej został schwytany wraz z Foxem i Ripperem. Ja z Jiraiya wróciłam do wioski wraz z Hokage. No i to by było na tyle. Później wezwała mnie Kazuyuki i ruszyłam na obrady Kage, bo ta mała franca zrobiła ze mnie swojego ochroniarza. - opowiedziałam, a oni co chwilę kiwali głowami w uznaniu albo śmiali się dumnie. Zaraz zaczęli coś opowiadać o swoich czasach, gratulować mi, wypytywać dokładniej o tą walkę, a ja im odpowiadałam. Miło mi się z nimi gawędziło. Czuć było w nich ogromne doświadczenie, lata spędzone na walki, pojedynki, narażanie własnego życia. To było godne podziwu.


http://i.imgur.com/7jF8LfQ.png

Offline

 

#3 26-08-2017 05:03:50

Mayumi

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 03-07-2012
Posty: 897
Punktów :   

Re: Knajpa "Mglista Przystań"

Rozmowa trwała w najlepsze. Każdy z zebranych był zupełnie inną osobą, a jednak wszyscy dogadywali się i spędzali regularnie czas przy jednym stole. Yukitsu mimo widocznie najgorszego stanu był, co ciekawe, najweselszy ze wszystkich. Hitsu świetnie kojarzył wszystkie postacie, które przywoływałam czy to ja w opowieściach, czy jego znajomi. Zawsze dopowiadał resztę i znał szczegóły. Senchi zaś ciągle wspominał Zabuzę i czasy, w których Kiri-Gakure budziła strach, a nie tylko respekt. Mieszanka charakterów. Dogadywałam się z nimi całkiem nieźle. Nie kwestionowali moich słów, ani umiejętności, lecz przyjmowali wszystko z wiarą oraz podziwem. Lubiłam czuć ten szacunek, więc z jednej historii przechodziłam do kolejnej. Oni również nie zamierzali jedynie słuchać - każdy wtrącał się co jakiś czas i wspominał ich czasy, w których bywało różnie. Jedno jednak pozostawało pewne - kilkanaście lat temu Kraj Wody wyglądał zupełnie inaczej. Teraz był znacznie spokojniejszy, jednak nie do końca była to wina prowadzonej polityki, gdyż zgodnie uznano, iż Kazuyuki świetnie sobie radzi jako liderka - co niechętnie przyznałam. Jakby nie było, to dzięki jej sprytnym zagraniom, które wykorzystały niestety i mnie, "mamy" - jako mieszkańcy Kraju Wody, ziemie na kontynencie. Wszystko zdobyte w słusznej wojnie, w której Kiri-Gakure wcale nie straciło tak wiele sił. Było to osiągnięcie godne uwagi, jednak nie takie mnie interesowały. Polityczne zwycięstwa nie znaczyły nic dla mnie. Pojedynki, bitwy, wojny - to było znacznie ciekawsze. Wracając - Kraj Wody był spokojniejszy, bo młode pokolenie wychowane było w nowym stylu, który zakładał pokój, ograniczenie przelewu krwi, wspólną walkę, a nie przeciw sobie i wiele, wiele innych. W tym, oczywiście, brak zdrad. To czasy najlepiej wychowywały ludzi i sama to rozumiałam doskonale. Wciąż potrafiłam sięgnąć pamięcią do swych początków - kiedy dopiero szukałam siedziby Siedmiu Mistrzów Miecza i kiedy rozpoczynałam dopiero swoją drogę ninja. Byłam wtedy zupełnie inną osobą, a z pewnością byłam znacznie naiwniejsza. Brakowało mi doświadczenia i bojowego, fizycznego, ale także psychicznego - związanego z pełnionym zawodem oraz wydarzeniami, które prowokuje. Byłam zawsze tam, gdzie coś się działo albo to ja byłam zapalnikiem wydarzeń. Wieczna walka wychowała mnie na osobę, która nie poddaje się i zaciekle dąży do celu. Wydawałoby się, że to doskonałe cechy, jednak należało wspomnieć, że tyczyło się to głównie walki, gdyż nic więcej nie potrafiłam. Nie byłam dobra w niczym innym, niż w bojowych sprawach. Byłam, a raczej jestem tylko i aż maszyną do zabijania, która ciągle jest udoskonalana. Czasami wydawało mi się, że osiągałam limit swego rozwoju, jednak sytuacja zmuszała mnie przebić się przez tą sztuczną barierę. Tak było w czasach moich początków, ale także z Satsuki, z Ise i z Itachim. Każda z tych osób wydawała mi się ścianą, której nie przebiję tym razem, ale wciąż wyciskałam z siebie więcej. Tak, różniłam się od reszty nowego pokolenia ninja z Kiri. Byłam brutalniejsza, agresywniejsza, bardziej nastawiona na zaciekłą, pojedynczą walkę, która może mnie zniszczyć, ale i tak nie odpuszczę jej. Wydawało mi się, że tym również imponowałam całej ekipie starszych z Mglistej Przystani.
- ...i wtedy wiedziałam już, że mam przejebane. Zawsze tak było. Odsłaniała sobie mnie dosłownie na sekundę, a później to pieprzone tornado cięć. Nie potrafię tego pokonać. Sama technika nie jest idealna - ma swoje słabe strony, ale oprócz tego, że Shi Kaze Āto: Uta to potężna sprawa, to dochodzi jeszcze fakt, że Satsuki jest piekielnie dobrym szermierzem. Ma idealne warunki fizyczne, ogrom doświadczenia i własny "styl" walki. Nie taki styl-styl, ale sposób. - opowiadałam im trochę na temat własnego marzenia zostania najlepszym fechtmistrzem na świecie, a ci słuchali z zaciekawieniem. Satsuki była tutaj powszechnie znaną personą, chociaż pozostawała wyjątkowo tajemnicza. Okazywało się, że co starszy mieszkaniec Kraju Wody, to słyszał o Satsuki Kitaoji - mistrzyni w fechtunku, ale to było tyle. Nie wiedzieli gdzie przebywa, jakie są jej zdolności i tak dalej. Nie opowiadałam dokładnie co potrafi, ale z grubsza tłumaczyłam, by zrozumieli na jakim poziomie jestem skoro mierzę się z mistrzynią i dopiero jej ostateczna, najlepsza technika stanowi dla mnie problem.
- Pokonałaby Zabuzę? - zapytał standardowo Senchi, który zdawał się być wielkim fanem dawnych czasów Krwawej Mgły i Demona Ukrytej Mgły.
- Nie wiem jak walczył Zabuza, ale znam doskonale jego broń. Biorąc pod uwagę możliwości, a także to, co osiągnął sam Zabuza, to nie wydaje mi się, aby sprawił Satsuki jakikolwiek problem. Pokonałaby go szybkością i brakiem luk podczas walki. - odparłam i wzruszyłam ramionami. Zabuza był wyjątkowo sławny, ale to nie jego zdolności jako szermierza były powodem sławy, a okrucieństwo oraz brutalność. Satsuki była na zupełnie innym poziomie. Założyłam ręce za głowę i przyglądałam się Senchiemu, który był nieco zasmucony.
- A Ty dałabyś mu radę? - zadał kolejne pytanie, które wywołało u mnie śmiech.
- Bez problemu. Niedługo i Satsuki pokonam. To kwestia czasu. Może nawet już byłabym w stanie. - odezwałam się pewnie i moje słowa również były pełne pewności siebie. Zabuza nie wydawał się żadnym wyzwaniem. Mógł być utalentowanym mordercą, ale nie można było zapominać, że przez długi czas należałam do Oininów, a więc byłam swego rodzaju płatną zabójczynią. W dodatku byłam nietykalna dla zdecydowanej większości ninja, gdyż ranić mnie może Raiton lub Katon. Jedynie najsilniejszy Raiton mnie skrzywdzi, a Katon jest zbyt wolny, aby mnie trafić lub mogę go skontrować. Do tego dochodziła moja nieludzka siła dzięki Gosuiwanowi. Tak, Zabuza z pewnością nie miałby ze mną szans.
- Bzdura! Tak mówisz, bo nie spotkałaś go i nie widziałaś jak walczy. - oburzył się Senchi, który chyba przeceniał Zabuzę. Ostatecznie ten przecież nic wielkiego nie osiągnął, jednak ze mną było inaczej.
- Daj już jej święty spokój, Senchi. W tym łbie to masz nieźle nasrane z Zabuzą. Portret sobie nad łóżkiem zawieś. - odezwał się Yukitsu, a wszyscy - oczywiście oprócz samego Senchiego - wybuchli śmiechem, łącznie ze mną.
- A My nie widzieliśmy jak Mayumi walczy. Jedno jest pewne - Zabuza nie żyje i oprócz bycia skutecznym mordercą, to nic więcej nie osiągnął. - skwitował Futsui, który wydawał się mniej-więcej najbardziej rozumieć to, o czym mówiłam.
- Zabuza jak na swoje czasy był niesamowity, ale wszystko się zmienia - czasy i ludzie. Sztuka bycia ninja się rozwinęła. Wystarczy porównać sobie postacie. Z kim mierzył się Zabuza? Różne osoby mniej lub bardziej utalentowane, ale nikt legendarny. Myślicie, że Zabuza dałby radę walczyć z Ise? Nie wydaje mi się. Mayumi dała radę, a to nie jest jej jedyny wyczyn. Szacunek dla starej generacji powinien zostać zachowany, ale nie popadajmy w skrajność. Nie ma co się oszukiwać - w aktualnych czasach żyją najpotężniejsi ninja. Potencjał bojowy każdego, nawet młodego genina wzrósł. - Hitsu jak zwykle korzystał z faktów, które pamiętał. Nie wiedzieli, że mierzyłam się z Itachim Uchihą i walka ta była wyjątkowo równa. Wiedziałam, że oni nie do końca rozumieją moją siłę oraz potencjał jaki we mnie drzemał, ale nie miałam im tego za złe. Nie znali mnie, nie widzieli mnie podczas walki, więc nie mogli tego wiedzieć.
- A jak to było być w Oininach? - zapytał Genui i donośnie zakaszlał. W jego płucach jakby grzmiało, chociaż już wcześniej zapewniał mnie, że jest zupełnie zdrowy. Reszta jego znajomych wydawała się być niewzruszona i przyzwyczajona, zatem zapewne rzeczywiście nic mu nie było, a ten paskudny kaszel był zwyczajną, osobistą dolegliwością, za którą nie było nic więcej.
- Dobra, dobra. Zabieram waszą idolkę. - usłyszałam głos Kotohy, którą nawet nie zauważyłam. Zagadali mnie, aż czas oczekiwania na jedzenie minął mi w mgnieniu oka. Zaśmiałam się, zabrałam co moje i ruszyłam w stronę swojego wcześniejszego stolika.
- Dobra panowie, posiłek wzywa. Do zobaczenia. - po tych słowach zaczęli chaotycznie się ze mną żegnać i zapewniać, że kiedyś jeszcze porozmawiamy więcej. Nie miałam nic przeciwko - przyjemnie się z nimi gadało. Dawali mi perspektywę, której nie miałam. Nie rozumiałam jak to było kiedyś i, szczerze mówiąc, do dzisiaj nie rozumiałam jak to jest teraz. Wydawało mi się, że zwyczajnie świat tak działa, jak go znam, jednak to nie było prawdą - świat tak działał od niedawna. Jednocześnie zrozumiałam, że odnalazłabym się w czasach Zabuzy. Ja działałam po staremu - brutalnie, gwałtownie, morderczo i zdecydowanie. Nie było tutaj miejsca na pokój, rozmowy czy politykę. Walka rozstrzygała wszystko, a przeżyć mógł jedynie najsilniejszy. Takie realia mi odpowiadały najbardziej.


http://i.imgur.com/7jF8LfQ.png

Offline

 

#4 26-08-2017 05:48:24

Mayumi

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 03-07-2012
Posty: 897
Punktów :   

Re: Knajpa "Mglista Przystań"

Zasiadłam do swojego stolika. Kotoha trzymała w rękach ogromną tacę, a na niej wszystkie moje zamówienia. Zupa oczywiście była przykryta, aby nie wystygła, mięso leżało na rozgrzanym kamieniu i wciąż skwierczało, zaś pod curry wciąż płonęła malutka świeczuszka, by to bulgotało przyjemnie w oznace gorąca. Pierwsze co zrobiłam, to napiłam się całą szklankę wody - zaschło mi w gardle od tych opowieści. Dopiero później zaczęłam jeść. Już pierwszy kęs wywołał na mojej twarzy uśmiech - żarcie było naprawdę doskonałe. Widać było po mnie, że mi smakuje i Kotoha zdawała się to zauważyć, gdyż z drobnym rumieńcem przyglądała mi się z uśmiechem na twarzy.
- Potrzebowali rozmowy z kimś takim jak Ty. - odezwała się, a ja przerwałam sobie jedzenie. Zmrużyłam lekko oczy zaskoczona usłyszanymi słowami.
- Kimś takim jak ja? Czyli jakim? Żarłocznym i lekkomyślnym? - zapytałam z krzywym uśmiechem, a Kotoha prychnęła śmiechem i pokręciła głową w zaprzeczeniu.
- Nie, nie. Takim... zamieszanym w aktualny świat i to nie tylko ninja, ale głównie. Wiesz o co mi chodzi. Jesteś potężna i w centrum ważnych wydarzeń. - cóż, nie myliła się - rzeczywiście siły mi nie brakowało, a nic ważnego nie działo się bez mojego udziału ostatnio. Czasami nawet sama byłam źródłem. Przemilczałam jednak słowa Kotohy i jadłam dalej. - Jesteś dla nich jak idolka. - jednak na to musiałam już zareagować.
- Jak to jak idolka? Chcą być jak ja? Chyba na to za późno. - nie rozumiałam o co chodziło z tą "idolką", więc wolałam dopytać.
- Nie widziałaś jak na Ciebie patrzą? Wiedzą, że jesteś na takim poziomie, jakiego oni nie osiągnęli. Podziwiają Cię. Dotychczas był tylko Zabuza i Zabuza albo porównywanie Mizukage, a teraz jesteś Ty - aktualniejsza i wiarygodniejsza. Mają z Tobą kontakt, więc wydajesz się im bliższa. - Kotoha niemało mnie zaskoczyła tym tłumaczeniem. Przez całą rozmowę z nimi czułam, że zaimponowałam im i że mnie szanują, ale wciąż wydawało mi się, że nie dorastam do ich ideału Zabuzy i tego czym była Krwawa Mgła. - Teraz to Ty jesteś chlubą. - dodała Kotoha i zrobiło mi się głupio. Okej, lubiłam szacunek i bycie chwaloną, ale bez przesady - Kotoha w tej sprawie mocno przesadzała. Zaśmiałam się głupkowato i założyłam ręce na pierś w cwaniackim geście.
- Wiadomo! W końcu jestem Mayumi - jedyna w swoim rodzaju. Doskonała, uzdolniona, piękna mistrzyni miecza. To właśnie ja. - dodałam niezbyt skromnie, aby przeciągnąć rozmowę na żartobliwy ton. Byłam zaskoczona swoją nową "pozycją". Gdyby tylko ta cała ekipa wiedziała kto stoi za ostatnimi brutalnymi morderstwami bandytów i jakie inne czyny mam na swoim koncie - wtedy uznaliby mnie za potwora większego niż Zabuza. Wtedy już we wszystkim prześcignęłabym ich chlubę.
- Nie zaprzeczam. - dodała dosyć poważne Kotoha. Spojrzałam na nią z niezrozumieniem na twarzy i wróciłam do jedzenia. Ta zdawała się speszyć, gdyż natychmiast odwróciła ode mnie wzrok i zmieniła temat. - Wiesz, że kiedyś chciałam być kunoichi? - z tego zakłopotania zapomniała, że już ostatnim razem mi o tym wspominała.
- Coś mówiłaś, że nie miałaś talentu. - odezwałam się w przerwie między dostarczaniem jedzenia do ust.
- Ah, tak, mówiłam. Mój brat to moje przeciwieństwo. - akurat skończyłam potrawę, więc odsunęłam puste naczynie i spojrzałam nieco zaskoczona na Kotohę. Wcześniej nie wspominała nic o rodzeństwie.
- Masz brata? Nie mówiłaś nic. Jest ninja Kraju Wody? - Kotoha wydawała się zastygnąć. Długo milczała, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Przyglądałam jej się, aż w końcu westchnęła głośno, jakby przypomniała sobie coś nieprzyjemnego.
- Mam brata i nie jest ninja Kraju Wody. Jest... niezależny. Dawno temu opuścił wioskę. Nie działa na niczyją niekorzyść - jest najemnikiem do wynajęcia, więc wykonuje zadania jak zwykły shinobi, ale nie przynależy do żadnego kraju. - brzmiało to ciekawie. Nie chciałam być do końca wścibska, ale temat brata był intrygujący.
- Jak to się stało? - zapytałam i przeszłam do kolejnej potrawy. Dodatkowo dolałam sobie wody do szklanki, aby móc przepijać.
- Jest ode mnie starszy. Nazywa się Tetsuya. Od małego miał talent do walki. Rozwijał się instynktownie. Miał to we krwi. Ja nie umiem się opierać, być zdecydowaną i pewną siebie, a on wręcz przeciwnie - nienawidził rozkazów, opierał się kiedy mógł i zawsze działał po swojemu, a w każdym jego działaniu była ta pewność słuszności. Niektórzy mówili, że zachowuje się trochę jak dziki, ale to był jego styl - jak kot, chodził własnymi ścieżkami i miał swoje sprawy. Talent i zdolności odziedziczył po naszym pradziadku. Jak miał piętnaście lat opuścił wioskę i nigdy nie wrócił. Raz spotkałam podróżnika, którego niegdyś ochraniał. To od niego dowiedziałam się o własnym bracie. Szkoda, że nie uważał mnie za siostrę. - Tetsuya wydawał się być naprawdę ciekawą osobą, którą chętnie bym poznała, jednak te ostatnie słowa nieco mnie rozczarowały. Uniosłam wzrok, a Kotoha zrozumiała, że chcę, aby wytłumaczyła lepiej.
- Brzydził się słabości i nienawidził przegrywać. Tak bardzo nienawidził, że robił wszystko, aby wygrywać. We mnie takiego zapału nigdy nie było, ani nawet tej zaciętości. W sumie nie ma co nawet mówić o motywacji. Tetsuya nienawidził tego we mnie. Tego i tego jak łatwo się poddaję. Ciągle wypominał mi, że nie staram się wystarczająco, aby być kunoichi i że ten świat mnie pożre, bo nie ma na nim miejsca dla słabych. Odszedł z wioski niedługo po tym, jak się poddałam i uznałam, że bycie kunoichi nie jest dla mnie. Pożegnał mnie słowami, że mam mu się nie pokazywać tak słaba, jak jestem. Nie rozumiałam i do dziś nie rozumiem jego obsesji na punkcie siły. Wiem, że nie chciałby mnie widzieć, więc nie poszukuję go nawet. - w pewnych kwestiach Tetsuya przypominał mnie, jednak moje spojrzenie na świat było znacznie szersze. Wiadomym było, że nie każdy jest stworzony do walki i nie każdy ma do tego predyspozycje. Istniały jednostki do tego mniej lub bardziej przeznaczone. Ci, którzy byli słabi w walce zazwyczaj byli świetni w czymś innym, zatem po co mieliby marnować swój potencjał na coś, co do nich nie pasuje, nie spełniają się w tym kierunku, nie mają do tego talentu i w dodatku jest to wymuszone? Tetsuya zdawał się nie rozumieć tego. Musiał widzieć świat jako miejsce zdominowane pięścią. Rzeczywiście tak w głównej mierze było, ale nie do końca. Każdy pełnił swoją rolę, chociaż siłą dało się zdobyć i zniszczyć wszystko. No, prawie wszystko.


http://i.imgur.com/7jF8LfQ.png

Offline

 

#5 11-09-2017 03:43:38

Mayumi

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 03-07-2012
Posty: 897
Punktów :   

Re: Knajpa "Mglista Przystań"

Nastała dłuższa chwila ciszy. Nie byłam zbyt dobra w pocieszanie ludzi i dodawanie im otuchy. Potrafiłam motywować, ale wiązało się to jednak z walką i przemocą, a niekoniecznie słowami. Przerwałam sobie w końcu jedzenie, popiłam wodą i lekko westchnęłam. Jakoś należało przerwać to milczenie.
- Twoja siła nie leży w walce, a w gotowaniu. Nie każdy ma takie same talenty. Jakby liczyła się jedynie walka, to świat byłby wyjątkowo prostym miejscem - bez wyszukanych potraw, bez dobrych ubrań, bez nawet jedzenia i innych podstawowych potrzeb, bo każdy skupiłby się na potencjale bojowym. - Kotoha nieco uśmiechnęła się, zatem chyba podziałało. Nie byłam jednak w stanie powstrzymać kolejnych słów, bo zawsze mówiłam to, co myślałam. - Jednak Twojemu bratu chyba chodziło o coś innego. Wiesz, nie chodziło, że jesteś słaba w walce, a że poddajesz się i... - tutaj ugryzłam się w język i to zresztą świadomie. Prawie powiedziałam coś, co mogłoby zaboleć Kotohę. Nie chciałam zarzucać jej braku ambicji, ale nie wydawało się, by miała jakiś konkretny cel, do którego dąży.
- I? Możesz śmiało mówić. - odezwała się, ale i tak nie chciałam uderzać prosto z mostu z zarzutami, które mogły być zupełnie nietrafione. Wolałam najpierw dowiedzieć się na ten temat.
- Powiedz mi, jakie masz marzenia? Do czego dążysz? Co chcesz dalej osiągnąć? - po tych kilku pytaniach wróciłam do jedzenia i dałam jej chwilę na zastanowienie się nad odpowiedzią. Wydawała się dosyć zdezorientowana. Najpierw uniosła wzrok i otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie odezwała się. Zaczęła spoglądać to na lewo, to na prawo, aż w końcu skupiła wzrok na suficie i wzruszyła ramionami.
- To... to nie takie proste. Spełniam się w tym, co lubię i... i tyle. Nie tak łatwo powiedzieć do czego się dąży. - nie patrzyła na mnie, gdy mówiła. Wciąż miała uniesiony wzrok i zdawała się być dosyć mocno rozkojarzona. Tak, jakby dalej zastanawiała się nad odpowiedzią, a teraz chciała mnie wziąć na przeczekanie.
- Bzdura. To banalne. Słuchaj - ja chcę zostać najlepszym szermierzem świata i oficjalną mistrzynią fechtunku, chcę mieć setki różnych mieczy - po kilka z każdego rodzaju, chcę też mieć każdy unikatowy miecz, chcę by Siedmiu Mistrzów Miecza zrzeszało najlepszych szermierzy świata, chcę być na tyle silna, żeby kontrolować zawsze sytuację. Mogę wymieniać dalej, ale to nie jest istotne. Słyszysz? Mam określone cele, do których dążę z dnia na dzień. Jakie masz Ty cele? Nie wstydź się, dawaj. - może byłam nieco zbyt szorstka i mało wyrozumiała. Przedstawiłam jej swoje marzenia, ale nie wzięłam pod uwagę, że taka manifestacja może ją zaboleć, bo znów pojawia się osoba ambitniejsza i pewniejsza siebie.
- Dogadałabyś się z nim. Tetsuya potrafił z taką samą stanowczością i powagą wygłosić co chce osiągnąć, a później przejść do realizacji. Ja... ja tak nie umiem. Chciałabym... spokojnego życia. Nie, nie chciałabym. Ja podtrzymuję swoje spokojne życie. Tak jest wygodnie. - rzeczywiście z opowieści Kotohy wychodziło na to, że jej brat miał coś wspólnego ze mną. Może nie był wcale tak zły, jak opisywała go jego siostra, a zwyczajnie spotkał się z niezrozumieniem? Oczywiście to nie usprawiedliwiało jego zachowania czy toku myślenia, ale może nie do końca było tak, jak myślała Kotoha? Może niekoniecznie on miał obsesję na punkcie siły?
- Tak Ci się wydaje. Bez obrazy, ale uważam, że to gówno prawda. Żyje Ci się wygodnie, ale to tyle. Nie wyglądasz na zadowoloną ze swojego życia i aktualnej sytuacji. Zwyczajnie nie lubisz konfrontacji z problemami, więc zostajesz przy knajpie i gotowaniu, bo do tego masz talent - to przychodzi Ci z łatwością. Nie znam Twojego brata, ale wydaje mi się, że miał coś innego na myśli. Wydaje mi się, że zwyczajnie martwił się o Ciebie i o to, jak poradzisz sobie w tym brutalnym świecie. Pewnie dlatego naciskał na Twój trening i tak bardzo denerwował go Twój brak zapału. Ale on też popełnił błąd, który upodabnia go do Ciebie - tak bardzo mu to wszystko przeszkadzało, że uciekł. Skoro tak bardzo bał się o Ciebie, to czemu uciekł? Uciekł od problemu, aby nie stawiać mu czoła. - mówiłam pewnie i dosyć głośno, ale wydawało się, że nikt inny nas nie słuchał. W sumie w knajpie byli jedyni "starsi", czyli mężczyźni, z którymi wcześniej rozmawiałam. Pochłonięci byli jakąś żywą dyskusją, zatem raczej nie zasłyszeli mojej gadki. Kotoha wydawała się przestraszona i... złamana. Jej oczy błyszczały jakby miała się za chwilę rozpłakać. Trochę zrobiło mi się głupio. Tak naprawdę nie wiedziałam nic ani o Kotosze, ani o Tetsuyi, a wypowiadałam się, jakbym z nimi się wychowywała od dziecka. - Przepraszam... - burknęłam pod nosem i wróciłam do jedzenia. Czarnowłosa milczała chwilę i wycierała oczy w swoje ubrania. Byłam na siebie trochę zła, że zawsze wypalę coś bez zastanowienia i później pojawia się problem. Jak zwykle byłam lekkomyślna. Kotoha była dla mnie taka miła, a ja bezczelnie wypowiadałam się o niej i jej rodzinie. Nie robiłam tego ze złośliwości, a zwyczajnie dzieliłam się własnym zdaniem i spojrzeniem, które mogło, ale nie musiało być właściwym.
- Nie masz za co. - odezwała się szeptem Kotoha. Zapewne mówiła tak cicho, aby nie było słychać, że jej głos jest teraz słaby i zapewne łamałby się od tego stłumionego płaczu. - Może... może masz rację z Tetsuyą. Nie wiem. Masz jednak rację co do mnie. Widzisz, brakuje mi nawet tyle odwagi, aby przyznać się do własnych wad. Masz naprawdę bystry umysł. Znamy się krótko, a Ty przejrzałaś mnie na wylot. - im dłużej mówiła, tym głośniej, aż w końcu ostatnie słowa brzmiały normalnie. Zbierała się do kupy. Szczerze mówiąc, to nie chciałam mieć racji w tym temacie.
- Czasami mi się zdarza być bystrzejszą. Nie liczyłabym jednak, że tak będzie na co dzień. - próbowałam nieco rozładować atmosferę delikatnym żartem, ale Kotoha zdawała się nie zareagować na moją wypowiedź. Patrzyła się na własne dłonie, którymi bawiła się, przekładając palec za palec.
- Zawsze chciałam mieć w sobie taką siłę, by stawiać czoło problemom. Walka nie do końca mi się podobała. Nie mam nic do ran, ale wizja, że mogłabym zostać zmuszona do zabicia kogoś... to wywołuje u mnie ciarki. Mimo wszystko zawsze chciałam być kunoichi i nadal mam takie pragnienie. Nie po to, by dobrze walczyć, by pomagać innym albo cokolwiek innego. Ja chcę być kunoichi, bo to dodaje pewności siebie. Chcę zdecydowanie mówić o własnych pragnieniach, chcę bez skrępowania wyrażać co czuję, chcę być niezłomną i nie uciekać od trudności. Wydaje mi się, że to jedyny sposób. Odkąd Tetsuya opuścił wioskę, odtąd żyję życiem, jakie zostaje mi dane. Nie decyduję, nie wybieram, nie staram się o coś innego, a biorę co dają, bo tak wygodnie. Korzystam z umiejętności, które przyszły mi bez większego wysiłku. Zawsze łamałam się na początku treningu - nie czułam rozwoju, zalewały mnie myśli, że to ciężkie, nie dla mnie, nie mam talentu, zawsze będą silniejsi ode mnie, aż w końcu poddawałam się. - przez ten czas zdążyłam zjeść już prawie wszystko, co miałam przygotowane. Wypowiedzi Kotohy były powolne i wypowiadane ze smutkiem, chociaż na jej ustach widniał delikatny uśmiech - jakby śmiała się nieco z siebie. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Jak można walczyć z własnym charakterem? Ja zawsze z nim przegrywałam, chociaż to było kłamstwem - ja nigdy nie sprzeciwiałam się mu. Zawsze podążałam za nim, ale co jak posiada się świadomość, że własna osobowość ma sporo wad do poprawy? Można z tym żyć lub próbować coś zrobić. Kotoha chciałaby coś z tym zrobić, ale... jak dodać sobie pewności siebie, motywacji i zapału? Zapewne nie istniało na to ćwiczenie, które w pełni pomogłoby. Trening ciała był znacznie prostszy. Chwilę musiałam się zastanowić nad tym tematem, aż nagle wpadłam na dosyć ciekawą myśl. Uśmiechnęłam się szeroko, obnażając swoje rekinie ząbki.
- Co zmienia ludzi? - Kotoha zamrugała dwukrotnie i patrzyła na mnie wzrokiem, który wyrażał zagubienie. Nie wiedziała o co mi chodziło, więc powtórzyłam pytanie. - No, co zmienia ludzi? Co sprawia, że stają się inni? - chciałam z niej wyciągnąć odpowiedź, dać jej wskazówkę i naprowadzić ją na pomysł/
- ...życie? Wydarzenia? Ciężkie chwile? Tragedie? - strzelała zupełnie zdezorientowana czy jest blisko, czy daleko właściwej odpowiedzi. Trafiła w sedno.
- Właśnie. Życie, wydarzenia, ciężkie chwile, tragedie, problemy, sytuacje, czyli - doświadczenie życiowe. Wiesz, dla mnie życie to walka i tym się zajmuje, w ten sposób myślę, więc postrzegam wszystko w taki prosty sposób. Im więcej masz doświadczenia życiowego, w którym dokonałaś właściwych wyborów, tym lepszym jesteś człowiekiem. W walce jest nieco brutalniej, bo możesz wybierać jedynie dobrze. Jesteś lepszą wojowniczką, im więcej masz doświadczenia w walce. Właściwy ruch pozwala Ci przeżyć dalej, rozwinąć się i wiedzieć jak reagować w takich sytuacjach, a to znów ogólnie pojęta "siła". Życie to taka ciągła walka z różnymi drobnymi problemami i sytuacjami. Podejmuj tylko te decyzje, które pozwalają Ci się rozwinąć i stać lepszą w jakikolwiek sposób. - Kotoha patrzyła na mnie jakby zupełnie niezrozumiała o co mi chodzi. Westchnęłam głośno i podrapałam się po głowie. No, nie każdy musiał myśleć w mój sposób i dla niektórych mogło to brzmieć jak bzdura. Jednak czarnowłosa pokiwała głową.
- Chcesz powiedzieć, że przez mój wygodny styl życia oraz pozostawanie tylko w strefie komfortu nie mam doświadczenia życiowego, które nadałoby mi pewności siebie i tak dalej? - okazało się, że zrozumiała mniej-więcej mój tok myślenia. Pokiwałam głową na znak potwierdzenia i zajęłam się dojadaniem ostatnich potraw. - Może to właśnie brak doświadczenia nie pozwala mi wyjść ze strefy komfortu? - zapytała, jednak zbyt szybko jej nie odpowiedziałam. Chciałam już dokończyć wszystko co zamówiłam, aby móc już w spokoju zająć się rozmową.
- Może. Jedno jest pewne - brakuje Ci doświadczenia i nie tak łatwo jest teraz opuścić strefę komfortu, bo brak doświadczenia spycha Cię znów do niej i blokuje Twój rozwój. Takie kółko. A wiesz czemu? No, ja też nie wiem, ale wydaje mi się, że to przez błędną decyzję życiową. W walce kosztowałaby Cię życie, a w życiu... kosztuje Cię problemem z osobowością. Brzmi poważnie, ale wystarczy, że będziesz się konfrontować z różnymi problemami, sytuacjami i zajmiesz się czymś trudniejszym niż spokojne gotowanie w knajpie. Musisz zacząć robić coś, co wyrobi Twój charakter. - tak naprawdę, to nie miałam pojęcia czy mam rację, czy nie, ale mówiłam to, co uważałam i jak czułam. Pierwszy raz spotykałam się z momentem, w którym musiałabym komuś poradzić jak naprawić swoją osobowość. Zazwyczaj to ja byłam po drugiej stronie i to mnie się mówiło ile mam wad, które powinnam poprawić, ale nie tym razem.
- Jak mam się konfrontować z życiem w knajpie? - zapytała zrezygnowana i opuściła głowę na ręce, które oparte były o stół. Zaśmiałam się lekko i dolałam sobie wody do szklanki.
- To bardzo proste - nie będziesz tego robić w knajpie. Wyruszymy razem w podróż. Będę Cię trenować, będę od Ciebie wymagać, będziesz w wielu tarapatach przy mnie - to mogę zagwarantować. - i nastało milczenie. Kotoha powoli uniosła głowę, a jej twarz wyrażała poważne zaskoczenie.
- C...co? Mayumi, czy Ty wiesz o czym mówisz? Nie potrafię nic poza zajmowaniem się knajpą wraz z rodziną. Moje umiejętności nie mają nic wspólnego z walką, a Ty chcesz zabrać mnie w podróż. Tylko przeszkadzałabym. - na te słowa obróciłam oczyma i głęboko westchnęłam już lekko zirytowana słowami Kotohy.
- Weź się w garść! Nie potrafisz i nie nauczysz się, jeżeli nie zaczniesz, a nie zaczniesz, jeżeli nie będziesz miała motywacji, a nie będziesz miała motywacji, jeżeli nie zrobisz tego jednego kroku i zdecydujesz się na wyprawę. Najpierw ja zajmę się wszelkimi problemami natury bojowej - obronię Cię, a Ty będziesz zapewniać nam jedzenie, gotować je, prać ubrania i tak dalej. Będziesz robić to co potrafisz, aż nauczysz się innych umiejętności. Przy okazji może i ja czegoś się od Ciebie nauczę. Nie będziesz przeszkadzać, jak będziesz mi pomagać. - i wydawało się, że nie ma już argumentu przeciwko, bo chociaż otworzyła usta, to nie odezwała się.
- Tylko... tylko... - nie pozwoliłam jej wymyślić sobie jakichś wymówek czy usprawiedliwień.
- Tylko co? Boisz się? Nie chcesz porzucać wygodnego życia? Twoja decyzja - ja Cię nie zmuszę do wyprawy. Twoja sprawa czy chcesz się zmienić i rozwinąć, aby kiedyś móc spotkać brata bez wyrzutów. Ale wiedz, że jak zgodzisz się na podróż, to Twoje życie będzie niezmiernie ciężkie. Nie jestem dobrą nauczycielką i nigdy nie miałam dobrych nauczycieli. Wszyscy uczyli mnie za pomocą brutalnych, morderczych treningów i kar. Ty przeżyjesz taką samą szkołę charakteru. Gwarantuję, że jak spełnisz moje oczekiwania, to będziesz zupełnie inną osobą. Wybieraj. - po tych słowach założyłam ręce na pierś i czekałam na odpowiedź Kotohy, która wydawała się walczyć wewnętrznie ze sobą.
- Ja... ja... ja muszę się zastanowić. Nie. Ja wiem. Zgadzam się, jednak nie mogę teraz jeszcze wyruszyć. Muszę się przygotować. Psychicznie. I załatwić pomoc za mnie do knajpy. Potrzebuję czasu. - zaśmiałam się donośnie i klepnęłam dosyć mocno dłonią w stół, aż "starsi" spojrzeli na nas.
- Doskonale! Jeszcze będziesz taką kunoichi, że skopiesz dupska każdemu, kto Ci się postawi - zobaczysz. Pokażę Ci jak trenował mnie Mistrz Yagyuu i jak torturowała mnie Satsuki Kitaoji. Codziennie będziemy walczyć. Trzy razy dziennie. Zaraz po wstaniu, południem, wieczorem. I wyrywkowo kiedy tylko zachcę. Zgodziłaś się, więc nie ma odwrotu. Teraz jestem Twoim przeznaczeniem. Nawet jakbym miała Cię porwać - porwę Cię, bo się zgodziłaś. Masz tyle czasu... ile Ci go dam. Nie wiem ile. Mogę przyjść po Ciebie jutro albo za rok, ale wiedz, że lepiej abyś sama się do mnie zgłosiła. Ile potrzebujesz czasu? - mówiłam wyraźnie zadowolona z decyzji Kotohy. Nie powiem - byłam trochę podekscytowana takim trenowaniem Kotohy zupełnie od zera. Ciekawiło mnie jak silna może być, jak wielki potencjał ma albo jak wiele da się wyciągnąć z beztalencia, bo była i taka opcja. W każdym razie - nie chodziło, by rzeczywiście skopała tyłek każdemu kto jej zagrozi, ale żeby chociaż podjęła walkę. Chodziło o sam proces treningu, walki, mierzenia się z przeciwnikami. To doświadczenie budowało charakter i właśnie tego potrzebowała.
- Nie wiem... może tydzień, a może miesiąc. Dam Ci znać jak będę gotowa. - była trochę przestraszona. Nie dziwiłam się - podjęła właśnie poważną decyzję w swoim życiu i nie miała odwrotu. Znaczy... niby miała, ale nie ze mną te numery - powiedziałam, że nawet ją porwę, to ją porwę jak będzie trzeba.
- Nie wiem czy będę w Kiri cały czas. - odparłam i napiłam się jeszcze trochę wody. Byłam zupełnie najedzona i napojona. Dawno nie miałam takiej porządnej wyżerki.
- Znajdę Cię. To będzie pierwszy problem, któremu stawię czoła. - nie mogłam nie uśmiechnąć się na te słowa. Zaczynała brać życie w swoje ręce i to mi się podobało.
- Dobra, słowo się rzekło. Nie chcesz mnie rozgniewać, gwarantuję. Teraz wychodzę z lokalu i możliwe, że nie spotkamy się do momentu podróży. - Kotoha zrobiła zdziwioną minę i wlepiła we mnie wzrok. - No co? - zapytałam i podniosłam się. Wzięłam Hiramekarei, który wylądował na moich plecach, a następnie zaczęłam szukać pieniędzy za zamówione żarcie.
- Nie wpadniesz jeszcze? - zapytała widocznie zawiedziona i zasmucona. Byłam nieco zaskoczona, że tak mnie lubi nawet po tym, co jej powiedziałam i obiecałam. Nie byłam zbyt delikatna przy wyrażaniu własnego zdania.
- Nie wiem. Zobaczymy. Poradzisz sobie z tym "problemem". - odezwałam się i mrugnęłam do niej, a ona lekko zarumieniła się. Położyłam pieniądze na stoliku. Nie odliczałam ich, więc zapewne zapłaciłam więcej, niż powinnam. - No, to na razie! Do zobaczenia! - podniosłam głos i przy okazji uniosłam dłoń, by pożegnać się ze starszymi, którzy wciąż żywo dyskutowali na jakieś tematy. W końcu odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Nie musiałaś płacić! Na razie! Wkrótce się zobaczymy! - zawołała za mną Kotoha, jednak ja już się nie odwróciłam. Zdecydowanie opuszczałam lokal i zostawiałam czarnowłosą samą ze swoimi myślami oraz rozterkami.
- Trzymam za słowo. - rzuciłam jeszcze niezbyt głośno, gdy już przekraczałam próg knajpy i trafiłam na ulice Kiri-Gakure.

Z/t


http://i.imgur.com/7jF8LfQ.png

Offline

 
Kunai

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
olejek pomarańczowy kochamypokemony nocowo opinie