Myślałam tylko, by się wydostać z tego gorąca. Bałam się, że woda z moich niektórych technik zacznie parować zanim osiągnę efekt o jaki mi chodziło. Nigdy jeszcze nie walczyłam w takich warunkach.... Mój przeciwnik jest joninem, a ja tylko geninem, oczywistym jest, że nie będę dorównywać mu siłą, dlatego chciałam wykorzystać sytuację jak tylko się dało.
Lustrowałam spojrzeniem drogę doszukując się w tym mojej szansy. Im niżej, tym bardziej deski były poprzepalane, wiele z nich były już na skraju zawalenia. Nagle pojawił się przede mną Sakashi. Wyglądał... nieciekawie.
(...)
,,Psia krew...''
Rozejrzałam się dyskretnie jeszcze raz. Belki ponad nami były w bardzo złym stanie, tak, że niewielkie uderzenie mogłoby je zawalić.
- Jeżeli tylko dacie mi przeżyć, nie mam nic przeciwko.
- Jesteś albo tchórzliwa albo mądra...
- Nie obrażaj mnie. Cenię sobie życie, ale on już od dawna mnie wkurza. Jak chcesz to mogę go sama zabić.
- Wiesz, mimo wszystko dalej ci nie ufam. Zabiję go sam.
Wzruszyłam ramionami.
Offline
Mój klon odłożył mnie w bezpieczne miejsce, po czym ruszył na bandytów. Wyskoczył, po czym z ninjato zaatakował użytkownika Fuutona.
- Ku*wa jak on...?!
- Żryj to skurrr.. - po tych słowach z całej siły uderzył go swoim ninjato. Wróg odbił uderzenie, ale stracił równowagę. Wykorzystałem to i wpakowałem mu najmocniejsze Ikazappu, jakie potrafiłem zrobić prosto w twarz. Odleciał na 10 metrów i uderzył w drzewo. Był nieprzytomny.
Offline
Natomiast użytkownik Tai wje**ł, tak że klon znikł... Został porażony i na chwilę sparaliżowany.
- *Niech się pośpieszy, te bachory są niebezpieczne!* Przyznam... ałć, że nawet jesteście godnymi przeciwnikami, ale radzę wam mnie nie złościć. W ogóle i tak już jesteście przegrani. Tamten leży i ubolewa nad paluszkiem, a ten niby wasz przywódca nie lepszy, a ty? Genina wysyłać na taką misje. Nic dziwnego, że Konoha to najgorsza wioska z możliwych pod względem rozumu. - skończył przemówienie.
- Po raz ostatni, mówię ci! Zamknij się! - wstałem ledwo trzymając się na nogach. - Kto tu jest przegrany? Twój kolega nieprzytomny, ty się chwiejesz, a ten drugi sobie skacze po budynku.
- Nie próbuj mi wmawiać jak jest, a jak nie. I tak zginiecie...
Ostatnio edytowany przez Sakashi Nara (16-12-2011 23:22:38)
Offline
Gdy mężczyzna podniósł katanę, korzystając z jego nieuwagi przyczepiłam eksplodującą notkę do kunai'a i rzuciłam go w sufit. Chwyciłam pozostałość daisho Sakashi'ego i wbiłam go w jonina jak umiałam najmocniej. Użyłam Hayaku Onore chwytając Sakashi'ego i przenosząc nas na zewnątrz do ogrodu.
Sufit się zawalił.
(...ale mogą jeszcze wyjść ;P)
Offline
Biorę pigułkę. Powoli się podnoszę, jestem cały w krwi. Wstaję chwiejąc się.
-Ku*wa, co tu się dzieje? Mavene? Sakashi? Co tam się, do cholery stało?
Offline
- O żyjesz, dobrze wiedzieć .
- Wy małe, je*ane konoszańskie bachory. - twarz jakby zabili mu rodzinę, złość. - Zabiję was, jednego po drugim...
- I co. Teraz już nie macie takiej przewagi, tamten leży w gruzach, twój kolega od wiaterku zginął od desek. Zostałeś ty, kontra nasza trójka.
- Kurna! To nie jest tego warte. - zaczął się powoli odsuwać. Zauważyłem przy nim mój zwój z Karasu.
- Giń... - odpieczętowałem kukłę i wziąłem ją w obroty. Krew się polała, kukiełka opadła, a ja padłem na kolana, ufff... - To chyba na tyle... Weźmy ten cholerny zwój i idźmy odbić te dzieciaki.
Offline
-Ninkame.. wracaj już.
-Jak chcesz <puff>
-Sakashi. Pomóż mi odkopać gruz. Ty też Mavene. Nie zostawimy ich tak, a ekwipunek jonina fajnie wyglądał.
Offline
- Ech, najlepiej okraść... - zacząłem odkopywać gruz.
Po dłuższym czasie znaleźliśmy ciało Katona, ale jounin'a nie było...
- O chyba jest jego ręka. - krzyknąłem do Yoshi'ego i się rozkojarzyłem...
Nagle ostrze katany przebiło mi okolice barku.
- Kurna jeszcze żyje! - odszedłem od gruzu wyciągając jednocześnie ostrze z barku, to był ból dopiero.
- Myśleliście, że kogoś takiego jak ja da się tak łatwo pokonać, to było żałosne...
Już chciałem brać zamach na niego jego kataną kiedy...
- Zostaw go Sakashi... *Amaterasu* Już nie żyje. - po czym wiecznie palące się czarne płomienie strawiły jounin'a. - Przygotuj się na prawdziwą walkę i trzymaj to. - skończył i podrzucił mi jakiś sztylet z dziwnymi wzorami. Zniknął, rozpłynął się jak iluzja.
- O.o
- Kto to kur*a był i dlaczego nam pomógł, skąd znał twoje imię?!
- Później ci powiem... teraz bierz co zostało i chodźmy...
=End this rozdział =
Ostatnio edytowany przez Sakashi Nara (17-12-2011 00:03:47)
Offline
ROZDZIAŁ 2
"WYBAWIENIE"
Wyszliśmy od medyka. Nie mieliśmy czasu, ani pewności, czy dzieciaki jeszcze żyją.
-Sakashi, prowadź. Nie mamy dużo czasu.
=Przez cały dzień i noc wracaliśmy do siebie, teraz jesteśmy w pełni sił.=
Offline
- Spokojnie, raczej ich nie zabiją. Jeśli te dzieci zostały porwane to pewnie chcą coś w zamian. Z byle powodu by ich... zwój! Ci bandyci chcieli pochwycić zwój! Zapewne byli oni z tej samej szajki, co porwała dzieci. Pewnie ten zwój miał iść w zamian za dzieci, ale bandyci jednak chcieli sami to załatwić.
- Doskonała dedukcja. - rzekł Yoshi.
- Trzeba myśleć, bo inaczej wsadzą ci nóż w plecy i nie będziesz nawet o tym wiedział. Szkoda mi tych, co muszą odbudowywać dojo
Offline
-Lepiej się pospieszmy. W którą to stronę jest?
-Eee.. Chyba... Tam! -powiedział Sakashi, po czym zgodnie poszliśmy w tamtą stronę.
-A co do tego dojo... Czy ktoś w ogóle będzie to odbudowywać?
Zatrzymałem się. Niedaleko był targ przy Ame-gakure.
-Sakaś, mogę się zatrzymać po drewno? Zajmie mi to może 10 minut. To ważne.
Offline
- Dobra... ale nie mów na mnie Sakaś... - po czym wzruszyłem ramionami i usiadłem pod najbliższym drzewem. - *Jakie fajne chmury...*
=A teraz dajmy napisać coś Mavene =
Offline
Nie minęło nawet 5 minut, kiedy dotarłem do targu. Był tam tylko jeden stragan z różnego rodzaju drewnem.
- Dzień dobry, jest może drewno bangkiriai?
- Oczywiście, chłopcze! Dobrze trafiłeś!
- Ile kosztuje jedna taka belka?
- Hmm.. Około 150 ryo.
- Ile?! Czy pan do reszty oszalał? Dam 70.
- Haha, w życiu. 140.
- Za dużo. Dam 100 i ani grosza więcej.
- Chłopcze, to jest najlepsze drewno jakie w życiu spotkałem. Nikomu nie udało się go jeszcze złamać. 120 ryo.
- Bedzie 110.
- Stoi.
Zapłaciłem, włożyłem drewno do plecaka. Było mi potrzebne jeszcze żelazo i złoto. Sakashi dalej oglądał chmury, więc szybko podszedłem do drugiego straganu. Leżały tam różne metale i wartościowe produkty.
- Witam, ma pani może trochę żelaza i złota?
- Mam złoto, niestety żelazo się skończyło.
- Złoto, złoto... Poproszę tyle. - powiedziałem wskazując na malutką "porcję" złota.
- Poproszę 100 ryo.
- No i 210 ryo w plecy.. Proszę. - Powiedziałem i podałem należność. Włożyłem to do plecaka i pobiegłem do Sakashiego.
Offline
Wstałem i poszedłem za Wami, ciągnąłem się z tyłu. Energiczny Yoshi przodem
Offline